Morze było wtedy wzburzone i fala dość wysoka , ale znając siebie lubię takie wyzwania i musiałem stawić temu czoła. Przebiłem się przez fale na materacu i wypłynąłem w morze , całe szczęście , że teren do pływania był oznaczony linką , która przywiązana była do pomostu, z którego można zejść do morza bo chyba bym nie dopłynął do brzegu. Prądy morskie były tak silne , że nawet najlepszy pływak miałby problemy z dopłynięciem. Ktoś kto tego nie przeżył na własnej skórze nie ma pojęcia o czym mówię. Czlowiek chciał dopłynąć do brzegu a znosiło go na pełne morze.
Wracając do tej linki zastanawiałem się po co ona jest ale szybko załapałem o co chodzi. Złapałem się jej i podholowałem sie do pomostu. Jednak jestem uparty i po wyjściu na brzeg musiałem spróbować jeszcze raz ale już bez materaca. I tak popłynąłem w pław. Wracając próbowałem płynąć z falą , nawet było to fajne , ale nie było mi do śmiechu kiedy się zoriętowałem , że jestem coraz dalej od brzegu. Niestety fala powrotna była silniejsza. Przypomniałem wtedy sobie z jakiegoś programu o plażach w Australii jak ratownicy radzą sobie w takich sytuacjach. Nie można płynąć do brzegu prostopadle tyko pod kątem i tak własie uczyniłem. Szczęśliwie udało mi się dopłynąć do brzegu ale o dobry kilometr z chakiem od mojej plaży.
Naprawdę ostrzegam wszystkich śmiałków , którzy chcą spróbować własnych sił aby nie lekceważyli morza bo z nim nie ma żartów !
Piasek był tak gorący jak widać na załączonym obrazku. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz