Wiadomości

wtorek, 28 lutego 2012

PLAŻA W TUNEZJI

        Codziennie chodziliśmy sobie na plażę , która była zaraz przy hotelu. Turyści przyjeżdżający tutaj z reguły mieli wykupiony wypoczynek na tydzień. My byliśmy tam dwa tygodnie i dlatego bardzo z żyliśmy się z obsługą hotelu oraz z animatorami. Wszyscy nas pozdrawiali. Mają bardzo dobrą pamięć bo zapamiętali nasze imiona oraz to o czym nieraz rozmawialiśmy.
        Animatorzy potrafili zabawiać gości różnymi grami i zabawami a wieczorami zawsze były jakieś skecze lub przedstawienia. Ja kiedyś skusiłem się zagrać w pingponga i udało mi się wygrać. W nagrodę zagrałem z szefem animatorów i też nie chwaląc się wygrałem. Potem było jeszcze dużo ciekawych rozrywek jak gra w wodna piłkę , siatkówkę czy piłkę nożną ale mnie gra w piłkę nożną czy siatkówkę tak nie bawiła , bo komu się chce grać w takim upale lepiej jest popływać w chłodnym basenie.
        Któregoś dnia znowu namówili mnie na grę w tenisa stołowego i niestety nie było już tak łatwo bo trafiłem na lepszego od siebie. Miałem śmieszną sytuację ponieważ kiedy zapisywali do gry podawaliśmy swoje imiona. Ja chciałem skrócić swoje imię i podałem Zibi zamiast Zbyszek. Czekając na swoją kolej dziwnie się na mnie patrzeli a je nie wiedziałem o co chodzi. Później się dowiedziałem co w języku arabskim oznacza słowo Zibi. Więc chciałbym to wyjaśnić nie obrażając nikogo kto będzie to czytał , że Zibi po arabsku oznacza to co każdy mężczyzna ma między nogami.
HA HA.
        Jak się o tym dowiedziałem to już do końca naszego pobytu a całe szczęście , że zostało już tylko parę dni jak tylko gdziekolwiek się pokazałem na terenie hotelu to wszyscy się uśmiechali ale nie żeby zrobić mi jakąś przykrość tylko ogólnie było to śmieszne. Teraz może parę fotek.




To był szef animatorów Ali

poniedziałek, 6 lutego 2012

TUNEZJA

          Następnym naszym celem była Tunezja. Na tę wycieczkę wybraliśmy się z last i mieliśmy mieszane uczucia , gdyż pierwszy raz zdecydowaliśmy sie na taki ruch. Było trochę nerwówki, czy będziemy mieli fajny hotel , ale wszystko się udało. Z lotniska w Monastirze jechaliśmy autokarem do miejscowości Nabeul , w której był nasz hotel. Miejscowość ta jest mało znana. Obawialiśmy się , że wywiozą nas gdzieś do małej wioski , ale nie było źle ponieważ hotel Piramids był przy samym morzu , pokoje też niczego sobie , a miejscowość wcale nie była mała.
         Teraz trochę informacji o Nabeul. Jest około 70 tys. miejscowością położona na północy Tunezji. W tym miasteczku szeroko rozwinęła się ceramika , która jest głównym źródłem dochodów. Miasto to leży tuż przy samym Morzu Śródziemnym , a symbolem jest waza ceramiczna ze specyficznym drzewem aka , które stoi w centrum na rondzie oraz pomnik pomarańczy. W miasteczku tym znajduje się Suk - targ jak w większości miejscowości. Przyjeżdżają tam turyści nawet z Hamametu.Aby dostać się z hotelu do centrum nie ma żadnego problemu ponieważ przed hotelami stoi ogromna ilość bryczek , które za niewielka opłatą zawiozą Was gdzie sobie życzycie. My jednak preferowaliśmy wycieczki piesze , przeważnie wieczorem , bo w dzień było trochę za gorąco " he he ". Ja k to zwykle bywa Ja oczywiście w dzień , w którym przyjechaliśmy musiałem zrobić rozpoznanie i udałem się w teren. Znalazłem duży sklep ala hipermarket , gdzie można było sie zaopatrzyć we wszystkie potrzebne rzeczy " piwo " he , he. Jednak gdy wróciłe do sklepu na drugi dzień to okazało się , że nie ma alkoholu w tym sklepie. Myślałem , że poprostu przenieśli stoisko w inne miejsce , ale się rozczarowałem. Okazało się , że znowu trafiliśmy na Ramadan czyli post. Kolejny Ramadan w kolejnym kraju. Można było zapomnieć o kupnie jakiegokolwiek alkoholu , ale my byliśmy zaopatrzeni jeszcze w Polsce na lotnisku w sklepie bezcłowym a oprócz tego w hotelu też nie brakowało. Spędziliśmy tam dwa tygodnie. Aby umilić sobie czas wykupywaliśmy sobie fakultety. Jednym z takich fakultetów była wycieczka na pustynię. Można było sobie wybrać na czym chce się jechać : wielbłąd , koń , bryczka czy kład z tym , że do kłada trzeba było dopłacić. Ja wybrałem wielbłąda , a moja córka konia. W moim przypadku nie była to dobra decyzja , ponieważ na wielbłądach jechało się w karawanie jeden za drugim a moja córka jeździła sobie gdzie chciała. Była wolna jak ptak , a ja co , bujałem się w karawanie. Podczas tej przejażdżki można było posmakować owoców pustyni. Dali nam jakiś owoc z kaktusa. Muszę przyznać , że się skusiłem. W smaku był słodkawy i bardzo ciepły , jak to na pustyni bywa, a tak się zarzekałem , że nie będę nic jadł na takich wycieczkach i dopadło mnie wieczorem " mała zemsta Faraona ". Na szczęście nie trwało to długo.


Moja córka miała najlepiej
Wielki szacunek dla wielbłąda he,he
Karmi wielbłąd wielbłąda

        Na tej wyprawie na pustynię , jeżeli można było to tak nazwać , bo dla mnie to była wycieczka krajoznawcza po jakiś polach rolników tunezyjskich , muszę powiedzieć , że opiekowali się nami dobrze. Tylko mnie wkurzało to , że musiałem siedzieć na tym wielbłądzie  i poruszać się razem z karawaną. Ale tak to bywa , że człowiek nigdy  nie siedział na wielbłądzie a co mówiąc o jeździe na nim.
        Następnym razem na pewno wezmę konika bo lubię być niezależny i chodzić własnymi drogami , a tam było to możliwe. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia mojej córki jak sobie jeździła. Mówią , że konie są czasami niebezpieczne , a my mięliśmy przypadek podczas zjazdu na przerwę i odpoczynek w cieniu drzewek oliwnych jak jedna z bryczek się przewróciła ponieważ koń widocznie się czegoś przestraszył. Na szczęście nikomu nic poważnego się nie stało po za małymi zadrapaniami. Osobiście tego nie widziałem bo niestety karawana wlekła się jak żółw , ale moja żona , która jechała bryczką zaraz za tą , która się przewróciła mówiła , że wyglądało to nie wesoło. Najbardziej ucierpiał gościu , który powoził , bo rozwalił sobie wargę , ale doszedł do siebie i pozostali turyści też.


Tak wygląda właśnie taka btyczka

        Podczas tej wyprawy podziwialiśmy piękne krajobrazy gór Atlas oraz różnego rodzaju drzew i roślin tam rosnących. Oczywiście ja musiałem również zrobić parę fotek różnych miejsc nie koniecznie związanych z wycieczką. Ludzie , którzy tam mieszkają nie są chętni do pozowania do zdjęć , ale co zrobić jeżeli się siedzi na wielbłądzie i nie ma możliwości zapytać się tubylców czy sobie życzą czy nie. Najlepsze i najciekawsze zdjęcia wychodzą te , które są robione spontanicznie , a ja uwielbiam robić właśnie takie. Nie uwierzylibyście w jakich warunkach mogą mieszkać ludzie np. udało mi się zrobić zdjęcie domu rolnika na tym polu , po którym jeździliśmy i muszę powiedzieć , że wielki szacunek dla tych ludzi. Można jednak zauważyć na poniższych zdjęciach , że wcale nie są tacy zacofani. Antena satelitarna musi być.
        Później zrobiłem zdjęcie kobiety na osiołku , która nas mijała. Nie była zadowolona z naszego spotkania   ponieważ podczas robienia jej zdjęć coś tam pod nosem mruczała i nie było to na pewno nic pochlebnego dla mnie , ale cóż zrobiłem i trudno. Teraz chciałem pokazać właśnie parę takich fotek.
To jest willa tunezyjskiego rolnika


A to kobieta , która mnie tak serdecznie powitała podczas robienia tego zdjęcia



Widok na góry Atlas



Drzewo Kakaowca oraz te nieszczęsne owoce kaktusa , którymi nas tak raczyli , a skutki były opłakane



A to wspomniane drzewko oliwne pod , którym można było się schronić od palącego słońca